Projekt współfinansowana ze środków budżetu Województwa Mazowieckiego.
WYTWÓRNIE WARSZAWSKIE
KADET
CO ŁĄCZYŁO ODKURZACZE, SZPULKI DO NICI I CATERING LOT-u
Z ZABAWKAMI, czyli Zakład Tworzyw Sztucznych KADET z Warszawy
Dzisiejsza opowieść pozwoli nam przyjrzeć się bliżej realiom prowadzenia rodzinnego zakładu rzemieślniczego, który produkował zabawki w PRL oraz krótko po transformacji gospodarczej.
W okresie PRL działały dziesiątki, o ile nie setki rzemieślników, potocznie nazywanych prywaciarzami, wytwarzających zabawki w przydomowych zakładach. Wykonywali oni wyroby z różnych materiałów – drewna, plastiku czy tkanin. Ich jakość była bardzo różna – od produktów nieustępujących zachodnim, po tandetne i mało gustowne wyroby, do których przylgnęło określenie „odpustowe”, gdyż za niewielkie pieniądze można było je kupić głównie na odpustach i bazarach. Wśród tych „odpustowych” królowały wypchane trocinami piłeczki – jojo na gumce, wykonane z cynfolii czyli staniolu, różnej wielkości wielobarwne wiatraczki, pierścionki z regulowanym obwodem, ozdoby do włosów czy gumowe diabełki pokazujące język. Do wytwarzania wielu z tych „gadżetów” było potrzebne minimalne zaplecze techniczne, a produkcja niemal w całości odbywała się ręcznie, w przydomowym garażu czy piwnicy.
Szyld zakładu. | Tor wyścigowy. | Święty Mikołaj. |
---|---|---|
Wyroby firmy KADET. | Alfa Romeo – Alfasud Sprint. | Akrobaci. |
Zabawka dmuchana. |
fotografie eksponatów ze zbiorów Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek.
Niektórzy rzemieślnicy mieli możliwość inwestowania w maszyny produkcyjne i z czasem rozwijali działalność tak dużą, iż wraz z rozwojem firmy musieli budować lub wynajmować pomieszczenia warsztatowo-magazynowe wraz z zapleczem socjalnym dla licznych pracowników. Jednak większość firm rzemieślniczych była niewielka, o rodzinnym charakterze lub zatrudniała kilka osób i specjalizowała się w wytwarzaniu jednego lub kilku wzorów, produkowanych czasem przez lata w niezmienionej formie. Codzienność funkcjonowania jednego z takich właśnie prywatnych zakładów zabawkarskich średniej wielkości warta jest przybliżenia.
Historia ta zaczyna się w połowie lat 70. XX wieku, gdy Dariusz Dobierski zrezygnował z pracy w Katedrze Metalurgii przy Wydziale Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej i w 1977 roku postanowił rozpocząć pracę na własny rachunek. Nie pochodził z rodziny o tradycjach rzemieślniczych i nie miał stosownych
uprawnień by otworzyć działalność specjalistyczną, np. stolarską czy tokarską, a mimo to był zdeterminowany, aby swoje umiejętności techniczne, doświadczenie i niewielki kapitał, którym dysponował, zainwestować we własną firmę.
Wybór padł na wytwarzanie artykułów z tworzyw sztucznych, a docelowo – produkcję zabawek, gdyż w ówczesnych czasach do tego typu działalności nie były potrzebne papiery czeladnicze – wystarczyło zarejestrować działalność, zgłosić ją w Cechu Rzemiosł Różnych i zrzeszyć się w jednej z licznych spółdzielni.
Początkujący przedsiębiorca dołączył do Spółdzielni Rzemieślniczej REFLEX, która mieściła się w Warszawie przy ul. Szpitalnej 8. REFLEX zrzeszał rzemieślników produkujących nie tylko zabawki, ale też inne wyroby, m.in. wyposażenie gospodarstw domowych, które można było wówczas kupić np. w bardzo popularnych sklepach 1001 drobiazgów. Spółdzielnia ta pełniła funkcję pośrednika w pozyskiwaniu surowców i zamówień, a także zapewniała zbyt artykułów wyprodukowanych przez zrzeszonych przedsiębiorców, sama natomiast jako taka nic nie wytwarzała. Rolą spółdzielni było także dbanie o jakość wyrobów – wszystkie produkty wytwarzane przez rzemieślników musiały być zatwierdzane przez komisję spółdzielni, a wyrób masowy nie mógł odbiegać od zatwierdzonego wzoru, który opatrzony odpowiednimi pieczęciami pozostawał w archiwach spółdzielni przez cały czas trwania jego produkcji. Grupy asortymentu, które miały mieć styczność z żywnością lub były przeznaczone dla dzieci, musiały dodatkowo spełniać określone normy bezpieczeństwa.
Na tyłach domu, położonego na ówczesnych peryferiach prawobrzeżnej Warszawy, przy ulicy Osada Ojców, w budynku gospodarczym, który się tam znajdował, Dariusz Dobierski urządził warsztat. Okazyjnie kupił używaną wtryskarkę i zlecił ślusarzowi przygotowanie form według własnego projektu.
Pierwszym produktem w nowo powstałym zakładzie nie była jednak zabawka, lecz niewielki, mocowany do ściany wieszak na ręczniki – produkt wówczas bardzo innowacyjny, poręczny i użyteczny w małych łazienkach. Dobierski rozpoczynał więc działalność produkcją, jak się wydawało, od przedmiotu bardziej pewnego, jeśli chodzi o sprzedaż, niż zabawka. Było to rozsądne posunięcie na start, zważywszy brak doświadczenia i rozeznania w potrzebach rynku. Okazało się, że jego wieszak na ręczniki od razu zyskał pozytywną ocenę spółdzielczej komisji.
Zachęcony sukcesem sprzedaży, mimo rąk pełnych roboty – co było związane z dużym zapotrzebowaniem na jego artykuł – praktycznie od razu rozpoczął prace przygotowawcze związane z poszerzeniem asortymentu. Kilka miesięcy później pojawił się w sprzedaży pierwszy wyrób dla dzieci – gra losowa Tor Wyścigowy. Forma zabawki została zaprojektowana przez samego właściciela, choć pomysł skompilował z dwóch innych zabawek podpatrzonych za Zachodzie. Była to atrakcyjna wizualnie gra, którą można było się bawić wszędzie, nawet w podróży. Plastikowa podstawa w kształcie owalnego i otoczonego rantem toru wyścigowego z wyznaczonymi czterema torami, miała równomiernie rozmieszczone otworki, w których gracze mocowali „ścigające się” małe koniki. Pionki-koniki były wykonane z tworzywa w czterech różnych kolorach, a w dolnej części miały wypustkę, która pasowała do otworków na torze.
O liczbie pól, które przemierzał pionek-konik w danej kolejce, decydował rzut niewielką kostką, umieszczoną pod przezroczystą kopułką na środku planszy. Wyrzut kostki uruchamiano za pomocą przycisku-dźwigni, wprawiającego w ruch całe podłoże pod kopułką. Wyścig wygrywał ten uczestnik, którego konik pierwszy „dobiegł” do mety po kilkukrotnym okrążeniu toru. Choć reguły gry nie były skomplikowane, atrakcyjny wygląd zabawki powodował, iż sprzedawała się na pniu. Początkowo pole startu–mety oraz kostka do gry były malowane ręcznie pędzelkiem, z czasem wykonano szablon i kolorowano je pistoletem. Druk etykiet producent zlecał w małej, prywatnej drukarni na Pradze, pionki umieszczano w osobnym woreczku, by się nie pogubiły, zaś całość była pakowana w celofanowe torebki.
Oba wyroby – zarówno wieszak, jak i Tor Wyścigowy, sprzedawały się tak dobrze, iż w niedługim czasie przedsiębiorca powiększył park maszynowy, zatrudnił dwóch pracowników do obsługi wtryskarek, zaś do dobrze rokującego biznesu dołączyła Krystyna – starsza siostra Dariusza. 15 lipca 1979 roku zarejestrowano spółkę cywilną Wytwarzanie artykułów w zakresie przetwórstwa tworzyw sztucznych. Zabawkarstwo. Dariusz Dobierski, Krystyna Kalinowska. Była to firma prawdziwie familijna – aby nadążyć z realizacją zamówień, przy produkcji i konfekcjonowaniu wyrobów niejednokrotnie pomagała bliższa i dalsza rodzina przedsiębiorczego rodzeństwa.
Jednym z kolejnych produktów była, jak się z czasem okazało, bardzo popularna ozdoba świąteczna w kształcie kroczącego Świętego Mikołaja. Ozdobę wykonywano ze starej formy pozyskanej wraz z kupioną wtryskarką. Forma została przez Dariusza Dobierskiego zregenerowana, naprawiona i wykorzystana do dalszej produkcji. Postać była rodzajem wypukłego, plastikowego obrazka, malowanego częściowo ręcznie, a częściowo natryskowo według szablonu. Zainteresowanie Świętym Mikołajem było tak wielkie, iż zamówienia, które spływały z sieci hurtowni państwowych, rozwożono po całej Polsce już od sierpnia, a i tak nie nadążano z produkcją, mimo iż Świętego Mikołaja, który powstawał w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, produkowano non-stop, czyli na trzy zmiany.
Przy tak intensywnej produkcji, szybko dały się we znaki nieustanne braki surowców. By zachować ciągłość produkcji i nadążyć z realizacją zamówień, trzeba było zdobywać plastik na różne, często niekonwencjonalne sposoby. Rodzeństwo nie czekało na odgórny przydział surowców ze spółdzielni, lecz uruchomiło alternatywne drogi pozyskiwania odpadów plastikowych do powtórnego wykorzystania. Jednym ze sposobów na ten swoisty recykling była nieformalna umowa z magazynierami Polskich Linii Lotniczych LOT. Po rejsach samolotów nie wyrzucali oni do śmieci jednorazowych naczyń cateringowych, lecz przekazywali je rzemieślnikowi do mycia, przemiału i powtórnego wykorzystania. Podobnie rzecz się miała z plastikowymi skrzynkami ze sklepów ogrodniczych. Jednak jakościowo najlepszy surowiec rodzeństwo pozyskiwało z kolorowych, zużytych szpulek do nici, przywożonych aż z Białostockiego Okręgu Przemysłowego, gdzie działały zakłady przemysłu włókienniczego i bawełnianego, a także z Zakładów Elektromechanicznych Zelmer w Rzeszowie, znanych z produkcji odkurzaczy, których obudowy były wykonywane z polipropylenu, o jakości bardzo wysokiej, jak na ówczesne lata. Odpady poprodukcyjne regularnie, za sprawą przedsiębiorcy, trafiały do Warszawy.
Zdobywając surowiec, trzeba było często wykazywać się pomysłowością i szybkością działania. Tak było na przykład, gdy rodzina Dobierskich jechała na wakacje. W podkarpackiej miejscowości Pustków koło Dębicy, żona przedsiębiorcy zauważyła Fabrykę Tworzyw Sztucznych LIGNOZA. Okazało się, że dyrektor ma na zbyciu tonę odpadów poprodukcyjnych i może je bardzo tanio sprzedać, ale pod warunkiem, że surowiec zostanie zabrany od razu. Takiej okazji Dobierski nie mógł przepuścić. Wakacje zostały odroczone i tego samego dnia małżonkowie wracali do Warszawy samochodem osobowym załadowanym po dach plastikowymi odpadami.
Pozyskiwane w różny sposób tworzywa segregowano, mielono w specjalnych młynkach, dodawano barwniki w zależności od potrzeb i wytwarzano jednolitą masę plastyczną do dalszej obróbki. W latach 80. zatrudniono kolejnych pracowników, i choć zakład przez lata produkował specjalne zamówienia dla większych fabryk, np. zakrętki do kosmetyków Polleny, to jednak głównym jego asortymentem były zabawki, m.in. kultowa gra – układanka zręcznościowa Akrobaci – o jednego za dużo. W opisie instrukcji podkreślono, iż kształci pomysłowość i zręczność. Ta niełatwa gra, polegała na ustawianiu lub zawieszaniu jeden na drugim ażurowych postaci akrobatów tak, by konstrukcja się nie rozpadła i jednocześnie, by gracz jak najszybciej pozbył się figurek w swoim kolorze.
Układanka, pakowana w sześciokątne pudełka z kolorowym nadrukiem przedstawiającym trzy zdjęcia dziecka budującego konstrukcję z akrobatów, w drugiej połowie lat 80. reprezentowała wyroby spółdzielni REFLEX podczas różnych targów branżowych.
Najdłużej, bo aż 12 lat, produkowaną w firmie zabawką była miniaturowa kopia samochodu Alfa Romeo – Alfasud Sprint z połowy lat 70. XX wieku. Ten model rodzeństwo wprowadziło do produkcji w 1982 roku, tworząc od podstaw formy do wtryskarek, na podstawie modelu auta z firmy zachodniej. Samochód był wykonany w skali 1:20 – oryginał mierzył 3,9 metrów długości, zaś model około 19,5 centymetrów. Poza kołami, auto nie miało ruchomych elementów, nie było też wyposażone w napęd. Nadwozie składało się z plastikowej karoserii barwionej w masie, czerwonych i przezroczystych lamp oraz bezbarwnych szyb z polistyrenu, przez które można było dojrzeć szczegółowo odwzorowane wnętrze pojazdu. Podwozie i koła samochodu były czarne. Ozdobne, kolorowe naklejki, imitowały malunek na karoserii. Auto, zapakowane w pudełko z okienkiem, miało jedną wielką zaletę – mimo pewnych niedoskonałości było niedrogie, a przez to dostępne i bardzo wówczas popularne. Z czasem model został wyposażony w małą przyczepkę turystyczną z klapą, która była w pełni autorskim wzorem producenta.
Produkowano też Alfa Romeo – Alfasud Sprint, w wersji wakacyjnej – zimowej z bagażnikiem dachowymi nartami, w wersji letniej – z deskami surfingowymi, a także jako kabriolet. Wielkim hitem okazały się modele auta w wersji metalic, czyli z karoserią, którą metodą galwanizacji wykańczano błyszczącą, różnokolorową, metaliczną powłoką.
Firma produkowała również inne modele – np. motocykl wzorowany na Hondzie CB 750, wyścigowe Porsche 935 Turbo w wersji z napędem w postaci koła zamachowego, sportowe coupé BMW M1, a także wiele różnych modeli małych, plastikowych autek wielkości resoraków, które były o wiele tańszą alternatywą dla chłopców marzących o tego typu samochodzikach.
W najlepszym okresie działalności w zakładzie zatrudniano około trzydziestu osób, a wielkość produkcji sięgała setek tysięcy. Samo auto Alfa Romeo – sztandarowy produkt firmy, wyprodukowano w liczbie ponad połowy miliona sztuk. Nie było żadnych problemów ze sprzedażą towaru. Radzono też sobie z pozyskiwaniem surowca. Jedynie przerwy w dostawie prądu powodowały okresowe przestoje w produkcji, która niemal zawsze działała na trzy zmiany. Na zewnątrz zamawiano zadrukowane opakowania – pudełka pełne i z okienkami oraz metki. Pozostałą produkcję, wykańczanie i pakowanie, wykonywano w firmie na miejscu.
W spółce nie zapomniano też o produkcie dla dziewczynek. W połowie lat 80. udało się nawiązać współpracę z wytwórcą koszyczków z rattanu, z których wykonywano nosidełka dla lalek-bobasów, wielkości około 30 centymetrów. Koszyczki były obszywane miękkim wkładem z falbanką, w zestawie znajdowała się także kołderka i poduszeczka. Pościel szyto chałupniczo, ale zdarzało się, iż cały dom Dobierskich okresowo zamieniał się w szwalnię. Aby nadążyć z realizacją zamówień, lalkowe pościele szyła wówczas cała rodzina. Tkaniny pozyskiwano z zakładów krawieckich i odzieżowych, do szycia bowiem niewielkich pościeli w zupełności wystarczały bawełniane resztki. Ważnym kryterium doboru tkanin był ich drobny wzór i czyste kolory. Kupowano też tkaniny z metra, jeśli tylko udawało się je zdobyć, gdyż ładne i dobre jakościowo materiały znikały ze sklepów bardzo szybko.
Na przełomie lat 80. i 90. rodzeństwo kupiło kolejne maszyny – zgrzewarki wysokiej częstotliwości (HF) do PCV. Metodą prób i błędów opracowano i wdrożono produkcję nadmuchiwanych piłek plażowych. Nowością na rynku były piłki z przezroczystymi ściankami, w środku których umieszczano inny przestrzenny element – np. płetwonurka. I choć piłka była wielkim wakacyjnym hitem, okazała się być ostatnią produkowaną przez firmę w pełni rentowną zabawką.
Nadszedł czas przemian ustrojowych. Po zlikwidowaniu w 1990 roku Spółdzielni Rzemieślniczej REFLEX, spółka rozpoczęła funkcjonowanie na wolnym rynku i zmieniła nazwę na Zakład Tworzyw Sztucznych KADET. Zabawkarstwo S.C. Dariusz Dobierski, Krystyna Kalinowska. Napis KADET pojawił się na opakowaniach zabawek i na podwoziu Alfa-Romeo. Mimo dalszych planów produkcyjnych, m.in. przeróbki Alfa-Romeo na auto z napędem, po 1991 roku sprzedaż wszelkich zabawek rzemieślniczych zaczęła gwałtownie maleć. Na rynku coraz bardziej dostępne stawały się dość drogie zabawki z Zachodu, ale pojawiły się też konkurencyjne cenowo, choć najczęściej tandetne, produkty z Azji. To spowodowało, że w 1995 roku produkcję wyrobów z tworzyw sztucznych w KADECIE całkowicie wygaszono, zmieniając profil firmy na wyroby z folii PCV. Przez kilka lat spółka wytwarzała głównie okładki do książek, zeszytów i dokumentów, a także, będące nowością na rynku, kolorowe podkładki śniadaniowe w różnych kształtach i wzorach. Z czasem jednak i ta działalność spółki została zakończona.
Koniec złotej ery dla rodzimych rzemieślników nastąpił po roku 1990. Z wielu dziesiątków firm podobnych do wytwórni KADET tylko nieliczne przetrwały do XXI wieku, chyba że w porę drastycznie zredukowały zatrudnienie lub całkowicie się przebranżowiły, jednocześnie unowocześniając park maszynowy i asortyment. Dziś nadal w wielu garażach czy przydomowych warsztatach można jeszcze znaleźć formy produkcyjne czy różnorodne maszyny – częściowo sprawne, częściowo przestarzałe… Pytanie tylko czy ktoś potrafiłby je jeszcze uruchomić, pomijając oczywiście kwestię czy produkcja na nich byłaby w jakikolwiek sposób opłacalna…
Tekst powstała w ramach realizacji projektu
MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU
– interaktywna mapa-wystawa.
Koncepcja i projekt cyklu: Aneta Popiel-Machnicka
Opracowanie tekstów: Aneta Popiel-Machnicka, Alicja Sztylko
Redakcja językowa i korekta tekstu: Magdalena Reczko
Współpraca w zakresie opracowań archiwaliów: Róża Popiel-Machnicka
Współpraca organizacyjna: Weronika Goworowska-Oleś, Bożena Michalska
__________
Zadanie publiczne MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU – INTERAKTYWNA MAPA-WYSTAWA, dofinansowane ze środków z budżetu Województwa Mazowieckiego.