

Projekt współfinansowana ze środków budżetu Województwa Mazowieckiego.
WYTWÓRNIE WARSZAWSKIE
ŚWIATOWID
NA NOSTALGICZNYM GRZYBOBRANIU Z SZARIKIEM,
czyli Spółdzielnia Przemysłu Artystycznego „ŚWIATOWID” z Warszawy.
W 1937 r. została założona Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa na Żoliborzu – kompleks nowoczesnych jak na ówczesne czasy bloków mieszkalnych wkomponowanych w tereny zielone, z infrastrukturą dla dzieci, zapleczem kulturalno-oświatowym a nawet kąpieliskiem. Mieszkańcy – robotnicy, inteligencja i a także artyści założyli wówczas również spółdzielnię pracy, która zaraz po wojnie wznowiła działalność, i formalnie została ponownie zarejestrowana w 1949 r. jako Spółdzielnia Przemysłu Artystycznego „Światowid”.
![]() warcaby ŚWIATOWID | ![]() artykuł prasowy ŚWIATOWID | ![]() osiołek ŚWIATOWID |
---|---|---|
![]() żyrafa ŚWIATOWID | ![]() celuloidowe laleczki proj. E. Biesiekierskiej | ![]() gra Grzybobranie - drewniane grzybki |
![]() gra Grzybobranie ŚWIATOWID | ![]() plansza do gry Grzybobranie ŚWIATOWID |
fotografie eksponatów ze zbiorów Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek
W nowych, powojennych realiach ciężko było pozyskiwać zarówno reglamentowane surowce, jak i zapewniać sobie zamówienia oraz rynek zbytu. Organizacja przystąpiła do Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego, aby produkować na zlecenie zabawki oraz gry z papieru i tektury. Cepelia dostarczała surowce, zatwierdzała prototypy zabawek oraz zajmowała się zbytem. Dla ambitnych twórców był to swego rodzaju kompromis, ale jak się okazało – dzięki tej kooperacji powstało wiele wartościowych i świetnych graficznie projektów.
Od początku wznowienia działalności spółdzielnia miała bowiem szczęście współpracować ze znakomitymi plastykami i pedagogami. Jedną z projektantek gier dydaktycznych była od 1948 r. Maria Patzerowa (1911-2000), która jeszcze w latach trzydziestych pracowała jako nauczycielka, po zamążpójściu zajmowała się pracą społeczną w świetlicach, zaś w czasie okupacji opiekowała się młodzieżą pozbawioną środków do życia. Po wojnie, oprócz projektowania gier dla „Światowida”, Maria Patzer opracowywała krzyżówki, zagadki i konkursy dla popularnych wówczas czasopism dziecięcych – „Świerszczyka” i „Płomyczka”. Była też wybitną nauczycielką – w latach 60/70 wprowadzała nowatorskie metody nauczania najmłodszych, polegające na kształtowaniu słuchu fonematycznego oraz reedukacji dzieci z dysleksją. Zapewne wiele osób rozpoczynających naukę w szkole w latach 90. pamięta podręczniki „Czytam, piszę i rysuję”, autorstwa właśnie Marii Patzer.
Spółdzielnia wydała również nowocześnie ilustrowaną loteryjkę-układankę obrazkową, typu, jak dziś byśmy określili „memory”, zaprojektowaną przez zmarłą w młodym wieku artystkę Hannę Rembowską (1912-1947), malarkę i ilustratorkę mi.in. książeczek Lucyny Krzemienieckiej znanej dzieciom z „Przygód Krasnala Hałabały”.
Kolejnym autorem, o którym warto wspomnieć jest malarz i grafik – Janusz Benedyktowicz (1918-2001), który jako „świeżo upieczony” absolwent wydziału grafiki na krakowskiej ASP, w I poł. lat 50. zaprojektował dla „Światowida” grę „Miasta polskie”, wśród których próżno szukać Katowic, jest za to… Stalinogród (tak przemianowano Katowice w latach 1953-1956).
Planszówki opracowywali także inni znakomici projektanci, jednak nie zawsze podawano na etykietach ich nazwiska. A pozycje wydane wówczas przez tę spółdzielnię to m.in.: „Zespół wygrywa”, „Nurek”, „Wielkie łowy”, „Wielki redyk”, „Przygody w dżungli”, „Podróż po Ameryce Południowej”, „Łebki i łapki”, „Warcaby-Młynek” czy kultowe „Grzybobranie”. W katalogu branżowym z lat 50. znajduje się aż 39 fotografii i opisów gier „Światowida” i choć dziś odeszły w zapomnienie, to z pewnością każdy zna „Grzybobranie”, jedną z ulubionych gier kilku pokoleń.
W wydaniu „Światowida” grzybki były drewniane i ręcznie malowane, mocowane na małych trzpieniach w otworkach na planszy wykonanej z grubej tektury. Ich zbieranie budziło wiele emocji u graczy. Wędrując po planszy-lesie można było nie tylko zbierać kolorowe grzybki do koszyczka, ale też np. przestraszyć się sowy, a zatrzymując się na kładce nad strumykiem – zgubić wszystkie grzybki. Gra uczyła prostych zasad – muchomory należy obchodzić z daleka, nie wolno niszczyć roślin ani straszyć zwierząt. Wszystko to z rozrzewnieniem wspominają dzisiejsi emeryci, pamiętając jednocześnie, że każdy z graczy starał się bardzo ostrożnie manipulować grzybkami, aby nie powiększać otworków w planszy. W tamtych czasach każda zabawka była szanowana, zarówno przez jej właścicieli, jak i kolegów. Różne wersje „Grzybobrania” są dziś nadal popularne, ale urocze, drewniane grzybki dawno zastąpiono ich plastikowymi odmianami, bądź zwykłymi kartonikami z nadrukiem.
Spółdzielnia rozwijała się, zadbano więc o to, by była rozpoznawalna. W 1954 r. zgłoszono do Urzędu Patentowego własny znak towarowy – stylizowany rysunek przedstawiający trzy kobiece twarze, który umieszczano na opakowaniach gier i metkach zabawek. Znak firmowy lekko przerabiano potem aż dwa razy – prawdopodobnie w latach 60. i 80. – jak wynika z zachowanych nadruków.
Oprócz gier i układanek w „Światowidzie” powstawały również inne zabawki. W latach 60. artystka-malarka, Emilia Biesiekierska, zaprojektowała serię figurek o wysokości 8-12 cm, przedstawiających postaci w strojach ludowych. Wykonywano je z celuloidu, a następnie ręcznie malowano.
Jednak to jeszcze inna grupa zabawek, które pojawiły się w asortymencie spółdzielni, całkowicie zdominowała wkrótce całą produkcję. Decyzja „przyszła z góry”, zgodnie z rozporządzeniami jednostki nadrzędnej, jakim był Centralny Związek Spółdzielczości Pracy, w którym opracowano założenia rozwojowe dla branży zabawkarskiej na lata 1963-1970 r. Jako punkt wyjściowy przyjęto program koncentracji i specjalizacji produkcji „do uporządkowania istniejącej bazy wytwórczej zabawek w przemyśle uspołecznionym”. Oznaczało to m.in., iż poszczególne spółdzielnie mają specjalizować się w produkcji tylko jednego typu asortymentu. Według wytycznych tego dokumentu, spółdzielnia „Światowid” została zobowiązana do utworzenia „komórki projektowej” dla zabawek tekstylnych, czyli zatrudnienia plastyków-projektantów i modelarzy, którzy mieli notabene opracowywać wzory również dla spółdzielni w Pińczowie i Bytomiu, oraz skupieniu się na produkcji eksportowych zabawek z pluszu. Produkcja gier świetlicowych miała zostać przekazana do innej warszawskiej wytwórni – spółdzielni „Wisła”.
W „Światowidzie" zatrudniono zatem projektantki – absolwentki Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie, które kształciło adeptów zabawkarstwa. Wygląda na to, że zmiany przysłużyły się spółdzielni bardzo, gdyż w kolejnych latach stała się ona znaczącym eksporterem pluszowych zwierzątek świetnej jakości. Wytwarzano koniki, osiołki, psy, lwy, kaczki, misie i wiele innych – łącznie około stu wzorów zabawek.
Praktyczne każda wykonana zabawka była rękodziełem szytym przez chałupniczki, które stanowiły większość załogi – 230 osób z 300 zatrudnionych w 1970 r. Rocznie wytwarzano ponad 700 tysięcy sztuk zabawek, w tym 400 tysięcy pluszaków. Kupowały je Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, Szwajcaria, RFN, Belgia, Holandia, kraje skandynawskie, i kraje bloku wschodniego – ZSSR, Czechosłowacja, Węgry, Jugosławia. Spółdzielnia wystawiała zabawki zagranicą ale też na Targach Krajowych w Poznaniu, tam zawierano umowy handlowe, a produkcję sprzedawano w ciągu kilku godzin, z czego około 80% kontrahentom zagranicznym. W 1966 r. uznanie zdobyły zabawki tkaninowe - biały koń oraz osioł Porfirion. Pewien przedsiębiorca z USA zamówił aż 84 tysiące sztuk osiołków.
Jednak na przełomie lat 60/70 eksport znacznie zmalał i wynosił tylko 30% produkcji. Przyczyną był brak odpowiedniej jakości tkanin pluszowych z polskich fabryk. W tej sytuacji Niemcy Zachodnie, nie chcąc tracić dostawcy, zaczęły dostarczać do spółdzielni własne surowce.
Na poznańskich Targach Jesiennych w roku 1970 "Światowid" oferował 90 typów zabawek pluszowych, w tym 20 nowych. Niestety, nie wszystkie wprowadzano do produkcji, gdyż brakowało kolorowych pluszów, a i handel krajowy preferował sprawdzone modele. Na rynku krajowym prawdziwą furorę robił wówczas pies Szarik, produkowany w trzech wielkościach z szarego, podmalowywanego pluszu. Nic w tym dziwnego, gdyż wówczas na każdym chyba podwórku najbardziej popularną zabawą była ta: „w Czterech Pancernych”, a żywe psy, nawet jeśli były „pod ręką”, zazwyczaj nie za bardzo chciały współpracować. Trzeba przyznać, że projektanci spółdzielni mieli „wyczucie rynku” również w następnych latach, opracowując coraz to nowe wzory zabawek – popularnych bohaterów bajek i dobranocek.
Nowości, proponowane w niewielkich seriach, doceniano i nagradzano w kolejnych latach. W roku 1974 spółdzielnia zdobyła srebrny medal w konkursie „Dobre – Ładne – Poszukiwane”. W tym samym konkursie na Targach Jesień 87’ złotym medalem nagrodzono plecaki – „Małpa”, „Pies” i „Miś”, zaś medal srebrny otrzymał Miś Uszatek. W konkursie zorganizowanym przez Muzeum Zabawkarstwa w Kielcach wyróżniono zabawkę „Pawian z dzieckiem”. Z kolei na Targach Wiosna 88’ pierwszą nagrodę w kategorii zabawek miękkich przyznano małpce o wdzięcznym imieniu Ziuta, a „Smurfowa” dekoracja wykonana przez „Światowid” była największą atrakcją w całym pawilonie zabawkarskim.
W latach 80. wydawnictwa branżowe doceniały i chwaliły spółdzielnię za osiągnięcia we wzornictwie i wypuszczane co i rusz na rynek krótkie serie zabawek: „Praktycznie spółdzielnia produkuje wyłącznie nowości – każde zlecenie to nowy wyrób stale atrakcyjny i modny. Dzięki takiemu założeniu i organizacji dzieci otrzymują na bieżąco ze Spółdzielni bohaterów swoich bajek – różową panterę, słoniki, kangurki, misie, małpki, myszki, itp.”
Prawda była jednak taka, że te „krótkie serie” często wymuszał wieczny brak odpowiednich materiałów. Ciągłe borykanie się z brakami surowców było głównym problemem produkcyjnym spółdzielni przez niemal cały okres jej istnienia. Uwielbiana różowa pantera z długimi kończynami i uroczym pyszczkiem musiała zatem zniknąć z oferty – nie mogła przecież być szarobura. Niedobory surowców sprawiały, że spółdzielnia odmawiała przyjmowania wielu zamówień – zagranicznych i krajowych, nie uruchomiono także planowanych punktów współpracy z chałupnikami z nowych, dużych warszawskich osiedli, jak Ursynów. Brakowało również producentów urządzeń mechanicznych, „dzięki którym kaczka mogłaby chodzić, a kotek poruszać główką”. Pod dostatkiem było tylko odpadów poprodukcyjnych z przemysłu meblarskiego – resztek gąbki do wpychania zabawek.
W trudnych latach 80. kłopoty z zaopatrzeniem jeszcze się nasiliły. Prezeska spółdzielni – Jolanta Skarzyńska – tak tłumaczyła w wywiadach prasowych: „Zabawkom brakuje weselszej kolorystyki, ale i tak sprzedaje się wszystko (..) Biorę więc to, co mi dają, bo jeśli odmówię przyjęcia np. burych odpadów, to moje chałupniczki nie będą miały co robić, stanie produkcja, zawalę plan, a i fabryka następnym razem niczego mi nie zaproponuje. Na poprawienie jakości, np. na farbowanie tkanin we własnym zakresie, nie stać mnie, w rezultacie robię zabawki z tego co mam. Często odchodzimy więc od pierwowzoru zatwierdzonego przez Komisję Oceny Zabawek.”
Problematyczna była też produkcja postaci i zwierząt w oczekiwanych przez handlowców wielkościach. Chałupniczki otrzymywały często do wykończenia zabawki o bardzo dużych gabarytach, już wypchane hydraulicznie. Niechętnie podejmowały się tego typu pracy, bo ileż sztuk „olbrzymów” można było przechować w typowym M-3, a przecież transport tak ogromnych zabawek również stanowił wyzwanie.
W 1989 r. eksport wynosił zaledwie 6% całkowitej produkcji, a firma eksportowała zabawki głównie do krajów skandynawskich. „Światowid” pozostawał wówczas jedyną warszawską spółdzielnią produkującą zabawki miękkie i choć pluszowych zwierzątek na rynku krajowym nie brakowało, to te ze „Światowida" sprzedawały się nadal znakomicie. Była to zasługa dobrych projektów, ale też pluszów, które w odpowiedniej jakości i kolorystyce wytwarzały dla spółdzielni zakłady „Biruna” z Bielska-Białej – tylko dlatego, iż w zamian otrzymywał od spółdzielni dewizy, niezbędne aby móc zamawiać zachodnie komponenty produkcyjne do tkanin.
Jednak przyszłość wytwórni była niepewna w realiach zmieniającej się gospodarki… W 1989 r. zlikwidowano Krajowy Związek Spółdzielni Zabawkarskich w Kielcach i zamknięto wiele spółdzielni, prawdopodobnie wtedy też podjęto decyzję o rozwiązaniu „Światowida”.
Obecnie świetnie wykonane, łatwo rozpoznawalne i często „kultowe” gry „Światowida” znajdują się w wielu kolekcjach, natomiast dumę eksportową spółdzielni – zwierzątka pluszowe – trudno jest zidentyfikować, gdyż nic nie wiadomo o tym, by zachowały się katalogi i dokumentacja tego rodzaju zabawek, a spółdzielnia nie zadbała o znakowanie swych pluszowych wyrobów. Niewątpliwie jednak dla całych powojennych pokoleń „grzybki” i „Szariki” są często czymś więcej niż tylko nostalgicznym wspomnieniem czasów dzieciństwa.
Opracowanie tekstu: Alicja Sztylko, Aneta Popiel-Machnicka
Tekst opracowany na podstawie dokumentów archiwalnych, artykułów prasowych, czasopism branżowych, „Katalogu zabawek”, CZHAG z lat 50.

Tekst powstała w ramach realizacji projektu
MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU
– interaktywna mapa-wystawa.
Koncepcja i projekt cyklu: Aneta Popiel-Machnicka
Opracowanie merytoryczne: Alicja Sztylko, Aneta Popiel-Machnicka
Współpraca organizacyjna: Róża Popiel-Machnicka, Weronika Goworowska-Oleś
__________
Zadanie publiczne MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU – INTERAKTYWNA MAPA-WYSTAWA, dofinansowane ze środków z budżetu Województwa Mazowieckiego.

