Projekt współfinansowana ze środków budżetu Województwa Mazowieckiego.
WYTWÓRNIE WARSZAWSKIE
MME JEANETTE
CZY LALKI MOGĄ ZOSTAĆ AMBASADORKAMI POLSKIEJ KULTURY,
czyli Pracownia Lalek Artystycznych MME JEANETTE
Warszawy
Wiele zabawek niegdyś wytwarzanych w Polsce, obecnie należy zaliczyć do tzw. „zabawek zaginionych”. Jeśli przetrwały gdzieś pojedyncze egzemplarze, to pozostają niezidentyfikowane, gdyż nie mają żadnych sygnatur, metek czy podpisów producentów. Jeśli chodzi o dawne wytwórnie, informacja również jest skąpa. O wielu można odnaleźć albo tylko pojedyncze noty w księgach adresowych i informatorach wystaw, albo reklamy prasowe, często bez zdjęć czy choćby rysunków poglądowych ukazujących produkowane zabawki.
Kamienica przy ul. Pięknej 43 w Warszawie. | Janina Hekselman. | Janina Hekselman (pośrodku) przed swoim sklepem lub pracownią lalek. |
---|---|---|
Lalki Mme Jeanette. | Janina Hekselman występująca w teatrze amatorskim. | Zespół zabawkarski LALA. |
fotografie archiwalne
Właśnie reklama prasowa z 1929 roku stała się dla nas punktem wyjścia do poszukiwań, dotyczących historii i asortymentu warszawskiej firmy MME JEANETTE. Reklama zawiera fotografię dwóch lalek, dane adresowe i krótki tekst: MmeJeanette. Pracownia Lalek Artystycznych poleca na nadchodzącą gwiazdkę lalki dla grzecznych dzieci oraz wykwintne lalki salonowe.
Pracownia działała w dwudziestoleciu międzywojennym w Warszawie przy ul. Pięknej 43, a więc w znakomitym punkcie w centrum stolicy. Okazała kamienica, składająca się z dwóch, połączonych łącznikiem trzypiętrowych budynków, o frontach od strony ulicy Koszykowej i Pięknej, została wybudowana jeszcze przed pierwszą wojną światową. Właścicielką lokalu nr 9 była, jak wynika z ksiąg adresowych, urzędniczka – Janina Hekselman.
Janina Hekselman-Drutowska z domu Gluck urodziła się w Warszawie w 1890 roku. Przez członków rodziny i znajomych została zapamiętana jako kobieta bardzo pogodna, o ujmującej osobowości, dużym poczuciu humoru i wszechstronnych zdolnościach artystycznych. Świetnie grała na pianinie, miała talent aktorski i wokalny, a także duże uzdolnienia plastyczne – ukończyła Szkołę Rzemiosła Artystycznego w Wiedniu. Była osobą nad wyraz ceniącą niezależność oraz przedsiębiorczą – założyła i prowadziła własną firmę. Pod czujnym okiem Janiny, w pracowni przy Pięknej, wyszkolone pracownice wykonywały zaprojektowane przez nią zabawki w różnych wielkościach i o różnym przeznaczeniu.
Były wśród nich „maskoty”, czyli niewielkie, najczęściej filcowe zabawki, oferowane jako pamiątki, upominki czy ozdoby do aut. Powodzeniem cieszyły się „wykwintne lalki dekoracyjne”, zapewne typu boudoir dolls, których rolą było ozdabianie łóżek czy sof w pokojach kobiet, zgodnie z ówczesną modą, zapoczątkowaną we Francji. Powstawały też lalki w strojach historycznych, regionalnych i ludowych oraz oczywiście te przeznaczone dla dzieci. Wszystkie odznaczały się wysokim poziomem artystycznym i starannością wykonania każdego detalu.
Takie właśnie są – piękne i dopracowane w szczegółach – lalki dla dzieci, zaprezentowane na wspomnianej fotografii reklamowej. Widać, że wykonano je z tkanin i włóczki, były więc miłe w dotyku. Kształt głowy lalek tego typu formowano z różnych materiałów, najczęściej z filcu, a następnie mocowano twarz – maskę z odpowiednio wytłoczonej tektury i naciągniętej, zaimpregnowanej tkaniny, na której ręcznie malowano detale twarzy. Peruki obu lalek z fotografii wykonano z włóczki; u jednej fryzurkę ułożono na stałe w drobne loczki i kitkę związaną dużą kokardą na czubku głowy, natomiast druga lalka ma włosy zaplecione w długie warkocze, co było atrakcyjne, gdyż można było je rozplatać i czesać palcami. Pozostałe części lalek, czyli korpus i kończyny, są uszyte z tkanin i wypchane. Ich stroje to krótkie sukienki, wykończone tasiemkami i koronkami, a także skarpetki oraz pantofelki. Zapewne można było je przebierać. Oba modele to lalki realistyczne o dziecięcych proporcjach. Co ciekawe, te projekty okazały się ponadczasowe! Dzisiaj, po niemal stu latach, nadal podobałyby się dzieciom, a co więcej, wpisują się w obecne trendy szycia lalek z tkanin naturalnych.
Janina Hekselman wystawiała swoje wyroby na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku. Jej lalki prezentowano na Wystawie Polskiego Przemysłu Artystycznego, którego pawilony zorganizowało wówczas warszawskie Towarzystwo Polska Sztuka Dekoracyjna. Wprawdzie MME JEANETTE nie figuruje wśród nagrodzonych, ale w kolejnych latach pracownia Janiny Hekselman odniosła wiele sukcesów, a jej lalki zostały docenione, jako wyroby najwyższej klasy, mogące promować polską kulturę.
Godny podkreślenia jest sukces Janiny Hekselman na Międzynarodowych Targach w New Jersey w Ameryce. Pierwszą nagrodę przyznano wówczas Polsce za dwie lalki w strojach szlacheckich, wykonane w firmie MME JEANETTE. Było to nie lada wyróżnienie, wziąwszy pod uwagę silną konkurencję uczestników z 36 państw, prezentujących lalki ze znanych i renomowanych wytwórni. Ponadto, stan New Jersey był wówczas zagłębiem zabawkarstwa o światowym znaczeniu. Istniało tam kilkadziesiąt zakładów, a lalki eksportowano do wielu krajów i to nawet w latach wielkiego kryzysu gospodarczego. W takich okolicznościach zdobycie pierwszej nagrody przez niewielką warszawską pracownię oznaczało jedno – wyroby MME JEANETTE prezentowały najwyższy, światowy poziom.
Na początku lat trzydziestych Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamówiło u Janiny Hekselman lalki w strojach regionalnych do gablot w polskich konsulatach. Wyrobami MME JEANETTE zainteresowało się także Towarzystwo Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Obcych – rządowa instytucja utworzona w 1926 roku, której rolą było propagowanie wiedzy o polskiej sztuce i kulturze poza granicami kraju. Z inicjatywy TOSSPO kupiono do muzeum w Lyonie kilka par lalek w strojach szlacheckich, krakowskich, lwowskich, podhalańskich i kujawskich.
Mimo sukcesów wytwórni, lata kryzysu były trudne. Jak mówiła w wywiadzie prasowym sama właścicielka, dużym zagrożeniem dla działalności jej pracowni okazała się oferta tzw. chałupników, którzy szyli lalki wprawdzie o niewielkich walorach estetycznych, ale za to konkurencyjne cenowo.
Dziennikarka, która odwiedziła pracownię w 1933 roku, tak apelowała na łamach Kuriera Polskiego: Z uwagi na ogromne znaczenie propagandowe wyrobów Jeanette, na wyszkolenie fachowe tej placówki i jej personelu, byłoby ze wszech miar pożądane zainteresowanie się jej losami ze strony czynników rządowych, które mogłoby się wyrazić w formie np. subwencji.
Nie wiadomo czy Janina Hekselman otrzymała tego typu odgórną pomoc, wiadomo natomiast, że choć borykała się z trudnościami finansowymi, starała się utrzymać firmę, nie obniżając poziomu artystycznego swoich wyrobów. Najwyraźniej się to udało, gdyż w 1937 roku otrzymała wyłączne prawa ochronne na wzory zgłoszone w Urzędzie Patentowym. Podobno sprzedawała zabawki we własnym sklepie O-lala na Nowym Świecie, a w sezonie letnim w sklepie w Gdyni. Oficjalną działalność prowadziła do wybuchu drugiej wojny. Nie do końca wiadomo kiedy z Warszawy wyjechała jedyna córka Janiny – młodziutka wówczas Halina, zwana przez bliskich Helusią, która wraz z mężem Lebiediewem zamieszkała w Stuttgardzie. Młoda para skutecznie ukrywała żydowskie pochodzenie Haliny.
Przed wrześniem 1939 Janina mieszkała wraz z mężem w okazałej, eklektycznej kamienicy przy ul. Poznańskiej 38, tej samej, w której w lipcu 1943 roku został śmiertelnie postrzelony wybitny aktor Kazimierz Junosza-Stempowski, zasłaniając żonę, konfidentkę gestapo, przed egzekutorami polskiego ruchu oporu. Gdy się to wydarzyło, Janina Hekselman od dawna nie mieszkała już na Poznańskiej, wraz z rodziną bowiem została zamknięta w getcie. Jej męża Niemcy zabili na ulicy, matka i brat Janiny także zginęli, zaś jej samej, wiosną 1942 roku, udało się uciec na aryjską stronę. Przez kilka tygodni przebywała wówczas u zaprzyjaźnionej Polki o nazwisku Ulisiewicz lub Olisiewicz, której syn pomógł Janinie w zdobyciu aryjskich dokumentów i wyrobieniu kenkarty. Przybrała wtedy panieńskie nazwisko swojej babki – Drutowska – i przez jakiś czas mieszkała u swojej siostry Ireny Lewickiej, której po wyjściu za mąż i zmianie środowiska nie brano za Żydówkę, była więc względnie bezpieczna.
Janinę natomiast, ze strony Polaków często spotykały pogróżki, szantaże, a nawet akty agresji, a zamieszkanie u siostry sprawiało, iż ta również była nieustannie zagrożona dekonspiracją, toteż Janina wyprowadziła się i często zmieniała miejsce pobytu. Ukrywała się głównie w innych dużych miastach, m.in. w Gdyni, Częstochowie i w Krakowie.
Na utrzymanie starała się zarabiać tym, w czym była najlepsza – szyciem zabawek. Ryzykowała życie, usiłując je sprzedać, jak zdarzyło się to zimą 1943, kiedy przyjechawszy z Krakowa do Warszawy, aby dostarczyć zabawki do sklepu, została rozpoznana w tramwaju jako Żydówka. Doprowadzono ją na posterunek, gdyż nie miała pieniędzy na żądany okup. I tym razem, jak po ucieczce z getta, pomogli znajomi Polacy, wykupując Janinę po dwutygodniowym pobycie w areszcie i ratując jej tym samym życie.
Najwyraźniej skromne dochody ze sprzedaży zabawek nie wystarczały nawet na jedzenie, gdyż Janinę widywano w Warszawie u Sióstr Urszulanek na Tamce. Chodziła tam na darmowe obiady, przygotowywane przez zakonnice przy wsparciu finansowym Rady Pomocy Żydom „Żegota” – jedynej wówczas w Europie organizacji państwowej pomagającej Żydom. Siostry prowadziły również dom dziecka, w którym ukrywały dzieci pochodzenia żydowskiego uratowane z getta. Prawdopodobnie również tam trafiały zabawki Janiny Hekselman-Drutowskiej.
Naszej bohaterce udało się przetrwać wojnę. Po jej zakończeniu, jako Janina Drutowska, zamieszkała w Otwocku przy ul. Reymonta. W pierwszym numerze czasopisma Zwierciadło z maja 1957 r. ukazała się niewielka notka ze zdjęciem: Ślepy przypadek (staranie o emeryturę) sprowadził Janinę Drutowską do jednego z urzędów otwockich, gdzie pracuje działaczka Ligi Kobiet, Maria Fiłonowa. Fiłonowa dowiedziawszy się o tym, że Drutowska jest absolwentką wiedeńskiej Szkoły Rzemiosła Artystycznego, zaproponowała jej by została instruktorką kursu zabawkarskiego, organizowanego przez Ligę Kobiet. 8 maja, 42 kobiety ukończyły sześciotygodniowy
kurs i utworzyły zespół zabawkarski „Lala”. „Lala”, której pierwsze wyroby kupuje już PSS, ma zamiar otworzyć własny kiosk. W przyszłości marzy jej się odbiorca zagraniczny.
Czy udało się spełnić te marzenia – tego nie wiemy. W pamięci rodziny pozostały wspomnienia o maszynach do tłoczenia główek lalek, które stały w jej mieszkaniu i które dość długo próbowała sprzedać, co w końcu się udało. Nie wiemy czy, i jak długo po wojnie Janina wykonywała lalki. Zaangażowała się w działalność lokalnego, amatorskiego teatrzyku, gdzie nie tylko występowała, ale też szyła stroje i wykonywała dekoracje. Do końca życia pozostała bardzo sprawna, uczyła się języków obcych i podróżowała po świecie, na co miała dość niezwykły pomysł – dzięki rozlicznym znajomościom, okrętowała się w gościnnych kajutach na statkach handlowych, za co była pobierana opłata wielokrotnie niższa niż na statkach pasażerskich. Odwiedzała również w ten sposób swoją córkę Helusię w Londynie, gdzie ta przeniosła się po tragicznej śmierci młodszego synka i rozwodzie. Drugie dziecko Helusi i Lebiediewa – Marika, która na cześć babki, jako dorosła już osoba, zmieniła imię na Janina, zamieszkała wraz z ojcem w Australii. Helusia do końca życia procowała w banku jako urzędniczka i mimo możliwości nigdy nie przyjechała do Polski.
Powojenne życie Janiny Drutowskiej jest owiane tajemnicą, rodzina nie jest nawet pewna gdzie pracowała oraz z czego się utrzymywała. Prawdopodobnie była związana z Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym Żydów w Polsce, być może współpracowała z żydowską spółdzielnią zabawkarską BUMET. Ostatnie lata życia spędziła w Warszawie, w domu opieki dla Żydów. Zmarła w 1970 roku mając 80 lat i została pochowana na Powązkach Wojskowych – cmentarzu dla osób zasłużonych, o co zabiegało TSKŻ w Polsce.
Elegancka warszawska kamienica, w której do 1939 roku mieściła się wytwórnia MME JEANETTE, przetrwała wojnę bez większych zniszczeń, a w XXI wieku została pieczołowicie odrestaurowana.
Zarówno postać Janiny Hekselman-Drutowskiej, jak i jej lalki – w latach 30. ambasadorki polskiej kultury – są dzisiaj całkowicie zapomniane. W ciągu kilku lat poszukiwań nie udało się odnaleźć ani jednego egzemplarza lalki podobnej do tych, które są widoczne na zachowanej reklamie czy fragmentarycznie uchwycone na jedynym zachowanym zdjęciu, na którym Janina stoi przed witryną swojej pracowni lub sklepu. Nie dowiemy się nawet, jak wyglądały zabawki objęte wyłącznymi prawami ochronnymi, ponieważ oryginalne dokumenty zgłoszeń spłonęły, podczas powstania warszawskiego, wraz ze zniszczonymi budynkami Urzędu Patentowego.
Tak oto, ze strzępków rodzinnych wspomnień, wielu krótkich wzmianek, drobnych zapisów, wyszukanych w różnych źródłach i dzięki życzliwości rodziny Janiny, udało nam się odtworzyć choć część historii pracowni MME JEANETTE i losów jej niezwykłej właścicielki. A losy te skrywają zapewne jeszcze wiele niespodzianek i tajemnic.
Tekst powstała w ramach realizacji projektu
MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU
– interaktywna mapa-wystawa.
Koncepcja i projekt cyklu: Aneta Popiel-Machnicka
Opracowanie tekstów: Aneta Popiel-Machnicka, Alicja Sztylko
Redakcja językowa i korekta tekstu: Magdalena Reczko
Współpraca w zakresie opracowań archiwaliów: Róża Popiel-Machnicka
Współpraca organizacyjna: Weronika Goworowska-Oleś, Bożena Michalska
__________
Zadanie publiczne MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU – INTERAKTYWNA MAPA-WYSTAWA, dofinansowane ze środków z budżetu Województwa Mazowieckiego.