

Projekt współfinansowana ze środków budżetu Województwa Mazowieckiego.
WYTWÓRNIE MAZOWIECKIE
MIŚ - SIEDLCE
O MISIU, KTÓRY STAWAŁ NA GŁOWIE BY MIEĆ ŁADNE FUTERKO,
czyli Spółdzielnia Pracy „MIŚ” w Siedlcach.
W Siedlcach tradycje zabawkarskie istniały w dwudziestoleciu międzywojennym, a być może i wcześniej. Nawet w czasie okupacji funkcjonowała pracownia zabawek przy ul. Piłsudskiego. W 1954 r. Prezydium Rady Narodowej powołało Spółdzielnię Przemysłu Ludowego i Artystycznego „Miś”, bynajmniej nie dlatego, aby kontynuować tradycje, ale z myślą o stworzeniu miejsc pracy dla kobiet z regionu.
![]() lalka Edyta MIŚ SIEDLCE | ![]() hala produkcyjna SP MIŚ w latach 70. | ![]() lalka murzynek MIŚ SIEDLCE |
---|---|---|
![]() laleczka Malinka MIŚ SIEDLCE | ![]() laleczki MIŚ SIEDLCE | ![]() artykuł prasowy "Smutny Miś" |
![]() miś zezolek MIŚ SIEDLCE | ![]() lalki celuloidowe MIŚ SIEDLCE | ![]() artykuł prasowy o Spółdzielni MIŚi |
![]() słonik flockowany MIŚ SIEDLCE |
fotografie eksponatów ze zbiorów Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek
Spółdzielnię ulokowano w narożnej kamienicy przy Browarnej i Czerwonego Krzyża. Przed 1939 r. mieściła się tam mykwa – łaźnia żydowska. Po wojnie budynek był zrujnowany – pozostały tylko ściany i gruz wewnątrz – taki obraz pojawia się we wspomnieniach siedlczanina, wówczas dziecka mieszkającego po drugiej stronie ulicy.
Budynek na Browarnej został wyremontowany zanim wprowadziła się tam spółdzielnia zabawkarska, ale niemal dwadzieścia lat później, już po przeprowadzce „Misia” do nowej siedziby, prasa nazwała go „wilgotną ruderą”, w której zakład „wegetował przez wiele lat”.
Początkowo spółdzielnia zrzeszała około 100 członków, głównie kobiety, które szyły, także w systemie chałupniczym, zabawki z tkanin. Pierwsze, własnoręcznie uszyte misie, które przyniosła do zakładu projektantka Józefa Modzelewska, tak się spodobały, że miś został sztandarowym produktem firmy.
W 1956 r. zastrzeżono w Urzędzie Patentowym znak towarowy w formie główki misia. Znak ten umieszczany był na metkach oraz na niektórych produktach. W 1958 r. zmieniono nazwę na: Spółdzielnia Pracy „Miś” w Siedlcach – taka pozostała do końca funkcjonowania wytwórni.
Pod koniec lat 50. rozpoczęto produkcję lalek i zabawek z celuloidu. Najmniejsze celuloidki, tanie „kioskowce” o wielkości 8-12 cm nie były sygnowane. Główką misia sygnowano lalki o wielkości 35 cm i 22 cm, które powstawały w dwóch karnacjach – jasnej, o imieniu Małgosia oraz ciemnej – Bambo. Wystawiano je na Międzynarodowych Targach Poznańskich na oddzielnym stoisku i oferowano jako naguski lub ubrane w różne stroje, także regionalne. Celuloidowe lalki wytwarzano do końca lat 60, „z konieczności, nie z chęci”, gdyż niepalne folie i masy nie trafiały do zakładów zabawkarskich, choć przemysł chemiczny już je produkował.
Z niepalną masą plastyczną do wytłaczania lalczynych masek-twarzy wiąże się sukces specjalistów z „Misia”, którzy opracowali nowatorską technologię jako pierwsi w Polsce. Jaka była geneza tego sukcesu? Otóż, amerykańscy kontrahenci odmówili przyjęcia od „Coopeximu” 300 tys. sztuk polskich lalek z celuloidową twarzą-maską, gdyż celuloid, materiał łatwopalny, był w Stanach już całkowicie zakazany jako element zabawek. „Dzięki fachowcom z Siedlec eksportową partię lalek uratowano. Lalki z nowymi twarzami pojechały do USA, państwowej kiesie nie ubyło dewiz, a na fachowców czeka nagroda, o której przyznanie Centrala Coopexim wystąpiła do Ministerstwa Handlu Zagranicznego” – taki komentarz znajdujemy w „Trybunie Mazowieckiej” z 1963 r.
Sukcesów na koncie „Misia” było oczywiście znacznie więcej, np. w dziedzinie wzornictwa, technologii produkcji czy dynamiki sprzedaży. W latach 60. wprowadzano różne innowacje, myślano o uatrakcyjnieniu asortymentu i o wprowadzeniu zabawek z mechanizmami, gdyż takie królowały na rynkach zagranicznych. Zaprojektowano misia – narciarza z „serduszkiem”, którego naciśnięcie powodowało, że miś „jeździł” na nartach. Inną nowością było wprowadzenie do produkcji zabawek z tkanin flokowanych metodą elektrostatyczną. Ten rodzaj produkcji oceniano jako tani, pozwalający na oszczędności materiałowe. Flokowano również serie celuloidowych zwierząt, co podobno poprawiło ich wygląd. Kolejną nowością było opracowanie nowego typu mieszanki z wełny drzewnej do wypychania zabawek. „Niedźwiadek wypchany nową mieszanką robi wrażenie, jakby pod jego pluszową powłoką była gąbczasta guma”. Skład owej mieszanki pozostał eksportową tajemnicą, a wzór maszyny do jej wytwarzania zastrzeżono w Urzędzie Patentowym. Niestety, polskie dzieci nie mogły cieszyć się bardziej miękkimi, milszymi w dotyku misiami. Na rynek krajowy trafiały zabawki „nie tak ładne”, jak te eksportowe, w dodatku w niewielkich ilościach.
Choć produkcja miesięczna wynosiła wówczas ponad 25 tysięcy zabawek, a więc jak łatwo policzyć, w skali roku około 300 tysięcy sztuk, to w 90% przeznaczano je na eksport. Pluszaki – misie, niedźwiedzie, słonie, kaczki, koty, pieski i inne – podróżowały z Siedlec niemal do wszystkich krajów europejskich, również do USA a nawet Afryki.
Z jakiej przyczyny zabawki eksportowe znacznie różniły się wyglądem od tych na rynek krajowy? Choć były to te same wzory, szyto je z różnych tkanin. Zagraniczni kontrahenci, Szwedzi czy Niemcy, dostarczali własne materiały, a zabawki „na kraj” wykonywano z odpadów poprodukcyjnych w takich kolorach i gatunkach, jakie spółdzielni przydzielono.
Brak odpowiednich surowców był bolączką „Misia” przez dziesięciolecia. Wielu projektów w ogóle nie wprowadzono do produkcji, ponieważ brakowało nawet odpadów gąbki do wypychania zwierzątek, trzeba było stosować wióry i trociny, a paleta nietoksycznych lakierów do malowania zabawek plastikowych też prezentowała się nader skromnie. Z tego powodu utracono niektóre rynki zbytu, co stanowiło już szerszy problem, gdyż w regionie siedleckim, słabo uprzemysłowionym, wciąż brakowało możliwości zarobkowania, szczególnie dla kobiet.
Władze miasta ogłosiły swoisty „konkurs motywacyjny” – zakład, który zdoła stworzyć najwięcej tanich miejsc pracy dla kobiet, w nagrodę otrzyma dofinansowanie na rozbudowę. Spółdzielnia „Miś” zadeklarowała zatrudnienie 400-450 pań, pokonując w ten sposób rywala – Spółdzielnię Pracy „Introdruk”. W 1971 r. w oparciu o uchwałę Rady Miasta przystąpiono zatem do budowy nowego obiektu na północnych obrzeżach miasta. W pracach pomagało wojsko. W ciągu roku wzniesiono z gotowych płyt pięć hal produkcyjnych, dwa magazyny, dwupiętrowy biurowiec.
W połowie roku 1972 spółdzielnia przeniosła się do nowej siedziby przy ówczesnej ul. Marchlewskiego (w ramach dekomunizacji na początku lat 90. nazwę ulicy zmieniono na Sokołowska). Pracownicy mieli w końcu do dyspozycji dobre zaplecze socjalne: szatnie, natryski, stołówkę oraz najnowocześniejszą w Siedlcach przyzakładową przychodnię zdrowia z gabinetami specjalistycznymi i laboratorium analitycznym. Co ciekawe, stołówkę zaopatrywano w mięso z własnej chlewni.
W nowych budynkach siedlecka spółdzielnia mogła rozwinąć skrzydła. W latach 70. stała się jedną z największych, najbardziej nowoczesnych i najlepszych wytwórni zabawkarskich w kraju. Zabawki tekstylne produkowano w trzech wielkościach; malutkie „do kieszonki”, średniej wielkości „do przytulania” oraz bardzo duże – pufy-zwierzęta „do siedzenia”. Wszystkie projekty zabawek powstawały w zakładowej wzorcowni i modelarni, gdzie łącznie zatrudniano ponad 20 absolwentek Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie, z którym spółdzielnia od lat współpracowała. Utworzono też własną szkołę przyzakładową, która zapewniała ok. 35 wykwalifikowanych pracowników rocznie.
Jednak „Miś” nie tyko „spijał miód”, jak to ówcześnie barwnie określono w prasie, ale też nadal musiał „mocno się nagimnastykować”, a wręcz „stawać na głowie”, aby zdobyć odpowiedniej jakości surowce – plusze na zabawki miękkie i tworzywa sztuczne na coraz lepiej sprzedające się „lalki śpiące” i inne zabawki. Niestety, brakowało nawet tkanin na stroje dla lalek. Choć projektantki chciały je ubierać modnie, np. w ubranka dżinsowe, z konieczności stroiły lalki w bluzki z nylonu i koronek.
Na szczęście, kierownictwu udało się przynajmniej rozwiązać problem wiecznego braku surowców na lalki. Pozyskiwano je ze zmiotek polietylenu z zakładów petrochemicznych w Płocku, a także odpadów plastiku z zakładów chemicznych koło Kielc, z „Polleny”, zakładów mięsnych i zakładów dziewiarskich. Beczki, butelki i opakowania po kosmetykach skupowano, oczyszczano i przerabiano na granulaty do produkcji na wtryskarki. W samym 1978 r. spółdzielnia przerobiła na zabawki 200 ton odpadów.
Ciekawostką, jest fakt, że choć „Miś’ był największym producentem zabawek pluszowych w kraju, polscy handlowcy zaczęli unikać ich zamawiania. „Gdyby handel reflektował na zabawki miękkie, moglibyśmy w podobny sposób zagospodarować wiele odpadów tkanin z przemysłu odzieżowego i tekstylnego” – tak mówił w wywiadzie prasowym ówczesny prezes spółdzielni. W Polsce nastała moda na „nowoczesne” zabawki plastikowe, a zabawki czy lalki szmaciane uważano wówczas za „coś gorszego”, podczas gdy dziesiątki tysięcy pluszowych zabawek sprzedawano z powodzeniem do innych krajów.
Dzięki eksportowi w spółdzielni stale wzrastała wielkość i wartość produkcji. W 1970 r. wynosiła 23,8 mln zł, w roku 1978 aż 188,4 mln zł. Pod koniec lat 70. produkcja dzienna wynosiła 3 tys. sztuk zabawek plastikowych i pluszowych. Zwiększano również zatrudnienie. W 1978 załoga liczyła ponad 1200 pracowników, wraz z filiami w Łosicach, Międzyrzeczu Podlaskim, Sarnakach, Seroczynie i Mrozach. W Mrozach produkowano zabawki z plastiku, prawdopodobnie także kolorowe misie Plastusie, dzisiaj poszukiwane przez kolekcjonerów „zezolki”.
Na początku lat 80. zatrudniano 1320 osób, a wartość rocznej produkcji wyniosła 221 mln zł. Dużymi, kilkudziesięciotysięcznymi zamówieniami były maskotki na olimpiady – „miś Miszka” na letnie Igrzyska Olimpijskie ’80 w Moskwie i „wilczek Wuczko” na zimowe Igrzyska Olimpijskie ’84 w Sarajewie.
Inne zabawki - niedźwiadki, foki, wielkogłowe mrówki, słonie, wielbłądy kangury, kaczki – niemal wszystkie eksportowano. Zagraniczni kontrahenci, jak w latach poprzednich, przysyłali surowce na zamówione zabawki, np. Szwedzi skóry baranie na niedźwiedzie. Według konkretnych zamówień produkowano leniwce dla odbiorcy w USA i prawie dwumetrowe węże dla klientów w krajach skandynawskich. Niektóre modele nigdy nie trafiły na polski rynek, gdyż nie zdobyły akceptacji komisji zatwierdzania wzorów zabawek, choć w krajach Europy zabawki te sprzedawały się w tysiącach sztuk. Co więcej, siedleckie projekty zdobywały liczne medale i wyróżnienia na Targach Poznańskich i targach międzynarodowych, były z sukcesem prezentowane na wystawach. Tutaj zabrakłoby miejsca, choćby na krótkie ich wyliczenie, więc jedynie sygnalizujemy ten wątek.
W latach 80 nieliczne zabawki pojawiające się w polskich sklepach znacznie odbiegały od zatwierdzonych i nagradzanych wzorców, gdyż były produkowane z tego, co spółdzielnia dostała. Zresztą „na przydział” otrzymywano maksymalnie 40% potrzebnych tkanin, resztę trzeba było „kombinować’ i brać wszystko, nie bacząc na wzory i kolory, aby załoga miała pracę. Z bogatej palety kolorystycznej „Misia” – czyli ponad 50 kolorów – dostępne były wówczas tylko cztery: biały, czarny, brązowy i pomarańczowy.
W latach 90. kłopoty z surowcami praktycznie zniknęły, ale pojawiły się problemy innego rodzaju. Rozpoczął się niekontrolowany zalew polskiego rynku przez tanie chińskie zabawki. Większość polskich spółdzielni została zlikwidowana, pozostało tylko kilku dużych wytwórców zabawek. Siedlecki „Miś” był nadal największym producentem pluszowych zabawek, ale miał kłopoty z ich sprzedażą.
Spółdzielnia przez kilka lat dobrze radziła sobie w warunkach zmieniającego się rynku. W 1989 r. jako jedyny zakład w Polsce zdobyła licencję The Walt Disney Company na produkcję Myszki Miki, kaczora Donalda, psa Pluto i innych bohaterów ze znanych kreskówek. Przez trzy lata wytwarzano głównie te zabawki, ale z końcem 1993 r. „Miś” nagle utracił licencje Disneya. Wówczas zaczęto odtwarzać sprawdzone wzory pluszowych zabawek z lat 60, odpowiadając na zainteresowanie europejskiego rynku. O ile w latach 70-80. królował plastik i zabawki mechaniczne, to w latach 90. w Europie nastąpił wielki powrót do pluszowych szlagierów, bo szczekającego i chodzącego pieska nie dawało się tak przytulać jak tego miękkiego z futerkiem…
W siedleckiej spółdzielni przystosowano wyroby do europejskich norm CE, jeśli chodzi o bezpieczeństwo użytkowania i odporność. „Miś” był jedynym producentem w Polsce, dysponującym maszynami do wypychania zabawek specjalnym certyfikowanym włóknem, stosowano również granulat polietylenowy lub specjalną watę zamiast trocin.
Jednak pojawiły się niespodziewane problemy. Firmy niemieckie i rosyjskie nie odebrały zamówionych wyrobów wartości 3 mld zł. W magazynach zalegały niechciane partie tukanów, pelikanów i smoków - postacie zwierząt i ptaków w naturalnych kolorach, w wielkościach od 30 cm do prawie dwóch metrów, które trudno było sprzedać, gdyż rynek opanowały konkurencyjne cenowo, krzykliwie kolorowe zabawki z Azji. W realiach tamtych lat zabawki z Chin, Tajwanu czy Korei stawały się bardzo modne i „głodnemu zagranicy” klientowi wydawały się niezwykle atrakcyjne, toteż firmy polskie, chcąc utrzymać się na rynku, zaczęły szyć zabawki z metkami wskazującymi na ich pochodzenie z odległych stron świata.
Pod koniec lat 90. w „Misiu” podpisano kontrakt na kilkadziesiąt tysięcy sztuk kaczuszek Quanto, które producent dodawał do każdego opakowania płynu zmiękczającego tkaniny. Nadal eksportowano, choć wówczas było to 50% ogólnej produkcji. Do Danii wysyłano pluszowe słonie, do Francji wielbłądy, a do Niemiec lwy i tygrysy. Prasa donosiła, że spółdzielnia walczy o rynek rosyjski, przestrzegając jednocześnie: „…tam jednak trzeba być ostrożnym. Łatwo znaleźć odbiorcę, ale często trudniej wyegzekwować pieniądze”.
Pewne nadzieje wiązano z ponownym uruchomieniem maszyn do wytwarzania twardych lalek z polietylenu, ponieważ na Zachodzie wycofywano z produkcji miękkie zabawki plastikowe z polichlorku winylu, ze względu na szkodliwość tej produkcji dla środowiska. Niestety, ostatecznie specjalistyczne maszyny, zostały sprzedane, a wówczas półautomat do produkcji zabawek twardych był tylko w dwóch wytwórniach w Polsce.
Tymczasem nadal szyto dla polskich dzieci pluszowe misie, łosie, dinozaury, pantery i tygrysy, nagrodzone przez instytut Wzornictwa Przemysłowego na Targach Poznańskich…
Podupadającemu „Misiowi” udało się wkroczyć w XXI wiek. Niestety, co najmniej od 2000 r. spółdzielnia ponosiła straty, rosło zadłużenie, które pokrywano ze stopniowej wyprzedaży majątku, głównie budynków wraz z gruntami.
Wydawało się, że spółdzielnia znalazła w końcu swą rynkową niszę. Zaczęto szyć maskotki reklamowe. Polskie Linie Lotnicze LOT rozdawały pasażerom w ciągu roku 75 tys. sztuk maskotek z siedleckiego „Misia”. Dla kilkudziesięciu pracowników, jacy pozostali z ponad tysięcznej załogi, zaświtała nadzieja na przyszłość, ale i ten kontrakt zakończono w połowie 2005 r.
Również w 2005 wyprodukowana w Siedlcach maskotka Żubr promowała Polskę na wystawie EXPO w japońskiej prefekturze Aichi.
Jeszcze w tym samym roku, aby pokryć rosnące zadłużenie, sprzedano główny budynek administracyjno – biurowy osobie prywatnej a załoga przeniosła się do parterowego budynku obok.
Spółdzielnia nadal próbowała walczyć – tym razem o korporacyjnych klientów, oferując zabawki i stroje reklamowe. W ogłoszeniach ofertowych, wymieniając atuty „Misia” podkreślano: „zespół naszych projektantów jest w stanie zrealizować każdą wizję naszych zleceniodawców”.
Niestety, potencjalnych zleceniodawców zabrakło, nie było już czego sprzedawać, a pracownicy czekali na wypłatę zaległych pensji… W kwietniu 2006 r. firmę ostatecznie zlikwidowano. „Miś”, mówiąc kolokwialnie, nie dożył wieku emerytalnego…
I tak oto lalki z siedleckiego „Misia” są dzisiaj dobrze znane i znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych oraz muzealnych, natomiast zidentyfikowanie pluszowych zabawek – głównego asortymentu tej wytwórni – jest praktycznie niemożliwe. Nie było nam dane poznać ich w czasach świetności zakładu i nadal prawie nic o nich nie wiemy.
Opracowanie tekstu: Alicja Sztylko
Tekst opracowano m.in. na podstawie artykułów z prasy i wydawnictw branżowych oraz informacji udzielonych przez mieszkańca Siedlec. Panu M.P. – mieszkańcowi Siedlec, bardzo dziękujemy za nadesłane informacje. Dziękujemy również Pani Katarzynie Dmowskiej z Czytelni Regionalnej Miejska Biblioteka Publiczna w Siedlcach za wyszukanie i udostępnienie materiałów, dotyczących siedleckich wytwórni zabawek.

Tekst powstała w ramach realizacji projektu
MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU
– interaktywna mapa-wystawa.
Koncepcja i projekt cyklu: Aneta Popiel-Machnicka
Opracowanie merytoryczne: Alicja Sztylko, Aneta Popiel-Machnicka
Współpraca organizacyjna: Róża Popiel-Machnicka, Weronika Goworowska-Oleś
__________
Zadanie publiczne MAZOWIECKI PRZEMYSŁ ZABAWKARSKI XX WIEKU – INTERAKTYWNA MAPA-WYSTAWA, dofinansowane ze środków z budżetu Województwa Mazowieckiego.

